Slavia Praha – BATE Borisov 1:0 (25.7.17)

Spóźnione, ale szczere podsumowanie meczu Slavia – BATE made by Wagon Trzeci.
25.7.17, Liga Mistrzów, III runda eliminacyjna, Slavia Praha – BATE Borisov 1:0.
PRZEJECHANE KILOMETRY:
365 (w jedną stronę) z miejsca noclegu po poprzednim meczu w Lubinie. Autobusowa podróż z przesiadkami poszła całkiem sprawnie, chociaż zaczęła się o 5:30 rano, a skończyła kontrolą celną na dworcu autobusowym w Pradze. Po raz pierwszy, od kiedy obowiązuje Schengen, służby zabrały mi dokumenty do sprawdzenia, a mój bagaż obwąchiwał pies. Całe szczęście, że od lat jestem praworządnym obywatelem 😉
VSTUPENKY/BILETY:
340 Kč czyli po przeliczeniu około 57 PLN. Bilet kupiłem jakiś tydzień wcześniej przez internet i niestety musiałem go wydrukować sam. Na kupno w kasie przed meczem wolałem nie liczyć i całe szczęście, bo mecz był ostatecznie wysprzedany. Ponieważ wejściówka z domowej drukarki nie ma żadnej wartości kolekcjonerskiej, kupiłem program za 20 koron i dwa pakiety vlepek od ultrasów, chyba również po dwie dychy. Oryginalny kartonik znalazłem zaś po meczu na ulicy.
SPIKER:
Prezentacji zawodników dokonał biegając z mikrofonem po płycie boiska. Styl raczej żywiołowy, całkiem przyjemny dla ucha, choć język oczywiście nie do końca zrozumiały.
Z PIWEM NA STADION:
Oklepanie na wejściu może nie jakieś mocno intensywne, ale jednak odstrasza, więc wszyscy korzystają z pobliskich restauracji i piwiarni oraz doraźnie dostawionych punktów dystrybucji. Butelek i puszek też śmiga całkiem sporo, ale policjantom proceder w ogóle nie przeszkadza. I czemu u nas tak nie może być?
CATERING:
Nie wiem czy to wymóg UEFA czy jakieś względy bezpieczeństwa, ale piwo było tylko w wersji nealko, co sprawiło mi ogromny zawód. Nie tylko zresztą mnie, bo sporo osób się krzywiło i porzucało niedopite kubki za 35 Kč.
Nie zawiodła za to kiełbasa za 55, paprykowa i pikantna sama w sobie – zdecydowanie jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek jadłem.
WC:
Punktów wprawdzie sporo, ale biorąc pod uwagę, ile piwa idzie przed meczem (i oszukanego badziewia w trakcie też), to i tak za mało. Stan sanitarny po końcowym gwizdku o dziwo niemal równie dobry co przed meczem.
TABLICA WYNIKÓW:
Kolorowe telebimy w przeciwległych narożnikach. Bez fajerwerków, ale bardzo czytelne.
DOPING MIEJSCOWYCH:
„Tribuna Sever” wypełniona po brzegi z bardzo dobrym dopingiem w stylu mocno podobnym do znanego z polskich stadionów. Po cichu liczyłem na jakąś oprawę, i po raz kolejny trafiłem, bo ultrasi przygotowali efektowną kartoniadę.
Jedyne co dziwiło, to stosunkowo mała liczba flag w kibolskim stylu, zamiast tego cały stadion zapełniały proste barwówki, bardzo podobne do naszych popisanych flag na meczach reprezentacji. Poza młynem doping raczej śladowy.
ZORGANIZOWANI PRZYJEZDNI:
Około setki, w tym ze trzydziestu fanów gliwickiego Piasta. Trochę pokrzyczeli, ale siły przebicia nie mieli za wiele. Za obecność i jako taką aktywność szacun się jednak należy.
Więcej zdjęć tu, w razie jakby ktoś przegapił.
TEKST MECZU:
– Zawsze i wszędzie, policja jebana będzie!
Przez chwilę byłem w szoku, że język białoruski i polski są tak do siebie podobne, dopiero po chwili zorientowałem się, że wykonawcy to jednak przybysze z Górnego Śląska.
TEKST MECZU 2:
– My kibice Piasta, znani z chuligaństwa.
Ja rozumiem, że obcokrajowcom można wciskać kit i lecieć na opinii wypracowanej przez kilka hardcorowych ekip, ale tu to już było chyba za dużo licentia poetica 😉
OGÓLNA FAJNOŚĆ:
6,5/10.
WOLNE WNIOSKI:
Jak na nowoczesny obiekt, Eden trafia w mój gust, głównie dlatego, że sektory nie są oddzielone i można wbić na dowolny. Na początku zająłem moje miejsce w pierwszym rzędzie na prostej, ale ponieważ czułem się tam jak turban z transmisji z Premier League, w przerwie okrążyłem stadion i usiadłem na szczycie trybuny za bramką, bo drodze zbadałem też pobieżnie sektor fanatyków. Jak się chce porobić zdjęcia, i poczuć trochę atmosfery, to taka opcja jest nie do przecenienia.
Obserwuj nas