Stegny Wyszogród – Delta Słupno 14.4.18 (0:1)

Spóźnione, ale szczere podsumowanie meczu Stegny – Delta made by wagon pierwszy.
14.4.18, liga okręgowa mazowiecka, grupa Płock, Stegny Wyszogród – Delta Słupno 0:1.
PRZEJECHANE KILOMETRY:
61 (w jedną stronę). Jak w miażdżącej większości naszych wypadów – za kierownicą. Trasa bardzo dobrze znana (i niestety nie od jednego baru do baru), ale dość przyjemna w obyciu. W dodatku w sobotnie przedpołudnie niezbyt zapchana, za to przez kilka kilometrów jechaliśmy za przedstawicielem starszego pokolenia, który prawdopodobnie odpala maszynę góra dwa razy w tygodniu (w sobotę do Biedronki i w niedzielę odwiedzić księdza proboszcza). A przynajmniej jego niezwykle dynamiczny styl jazdy na to wskazywał. Ale czarne blachy – szanujemy!
BILETY:
Brak. Kasa przy wejściu na teren obiektu wciąż zamknięta na cztery spusty. Tym razem zapomnieliśmy zrobić zdjęcie, ale mamy z czerwca poprzedniego roku, gdy pierwszy raz byliśmy na meczu w Wyszogrodzie. Wierzcie lub nie – nic się nie zmieniła.
Podobnie rzecz się ma z fantastyczną bramą. Tu jednak zdjęcie zrobiliśmy. Z korzyścią dla ekspozycji, bo zieleń nie zdążyła jeszcze eksplodować i mogliśmy to pewnie kilkudziesięcioletnie arcyrękodzieło podziwiać w pełnej okazałości.
SPIKER:
Tu nie było okazji sfotografować nikogo ani za pierwszym razem, ani za drugim. I stawiamy dolary przeciwko orzechom, że za trzecim razem sytuacja nie ulegnie radykalnej zmianie.
Z PIWEM NA STADION:
Regulamin wyraźnie zabrania.
Oczywiście wszyscy bywalcy obiektu w Wyszogrodzie mają ów regulamin w najwyższym poważaniu.
Dlatego też grupka młodych mężczyzn przyniosła ze sobą na sobotnie widowisko zaledwie jedną kratkę piwerka. Ile przynieśli w sobie nie podejmujemy się oszacować, ale nie wykluczamy, że coś było, bo jeden z biesiadników postanowił nieco zadbać o estetykę stadionu i powyrywał z ławek kilka drewnianych belek, po czym rzucił je pod płot.
W innych sektorach spożywanie nie doprowadziło do powstania żadnych szkód. Także w sektorze prasowym.
CATERING:
Poprzednio można było liczyć na czarną porzeczkę, o tej porze roku już nie. Ale wyposażeni w tę wiedzę zajechaliśmy przygotowani i o suchym pysku siedzieć nie musieliśmy.
WC:
Prawdopodobnie dostępne w budynku klubowym z szatniami, ale kto by się fatygował na drugą stronę boiska, skoro wystarczy kilka kroków za trybunę pod płot?
TABLICA WYNIKÓW:
Niestety nie. I nawet nie przychodzi nam do głowy żadne próbujące udawać zabawne zdanie, komentujące taki stan rzeczy. Chyba już jesteśmy zmęczeni tą rundą… Zupełnie jak nasi kopiący w ekstraklasie. Do piątej kolejki tłumaczą się, że są chujowi, bo jeszcze nie złapali odpowiedniego rytmu meczowego, a od szóstej, że czują już zmęczenie sezonem…
DOPING MIEJSCOWYCH:
Poza tradycyjną regularnie dawkowaną solidną porcją pozdrowień pod adresem sędziego i całej rodziny jego – nic.
ZORGANIZOWANI PRZYJEZDNI:
Silna grupa pod wezwaniem, przy której zupełnie przypadkiem się zainstalowaliśmy.
Ta czerwona koszulka była z herbem Delty. Aktywność grupki mocno umiarkowana. Najbardziej udzielał się najmłodszy z ekipy, zamęczając swojego opiekuna (koligacji rodzinnych nie weryfikowaliśmy) gradobiciem pytań. O dziwo, kilka nawet dotyczyło wydarzeń boiskowych.
TEKST MECZU:
– Jakby okręgówkę w telewizji pokazywali, to by se człowiek usiadł i w spokoju obejrzał. A tu krzyki ino i krzyki!
Hej, Eleveny i inne Polsaty – jest nisza do zagospodarowania.
TEKST MECZU 2:
– Sędzia, obserwator stoi i widzi jak sędziujesz!
Nie byłoby może w tym zdaniu nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że po tym jak zostało wypowiedziane, wszyscy obecni na trybunie wlepili wzrok w piszącego te słowa…
Mówcie mi „obserwator”.
OGÓLNA FAJNOŚĆ:
7/10.
WOLNE WNIOSKI:
Piękna pogoda, bardzo urokliwy stadion i jego okolica. Następnym razem jeszcze miasto trzeba zwiedzić. Tak czy inaczej – każdemu, kto lubi wyśmienity futbol w sielskim otoczeniu, przyprawiony nieco szczyptą zapalczywości lokalsów, gorąco polecamy.
Obserwuj nas